nania tego rodzaju niedowiarka. Dzięki jemu mogło spłynąć wiele dobrego i pożytecznego. Doktór Bonamy usadził go w jednym z foteli i zdawał się działać i mówić tylko dla niego jednego. Z dobrodusznym wyrazem twarzy zapewniał z przekonywającym uśmiechem:
— Niczego tak nie pragniemy, jak należytego ocenienia naszych czynności. Światła nietylko że się nie lękamy, lecz go właśnie pragniemy... W tym celu używamy ludzi dobrej woli, by zechcieli nam dopomódz radą i obecnością swoją.
Uzdrowienie głuchej wieśniaczki było bardzo wątpliwe, gniewnie też rzekł do niej doktór Bonamy:
— Ależ, moja kochana, tobie się tylko zdaje, że jesteś już uleczona... Zaledwie zaszło trochę polepszenia w twoim stanie... Przyjdź innym razem.
Półgłosem zaś dodał w formie objaśnienia dla zebranych:
— Gdybyśmy zważali na to, co chorzy mówią, przychodząc do naszego biura, trzebaby im wszystkim dawać zaświadczenia, wszyscy bowiem utrzymują, że zostali uzdrowionymi. My jednak wydajemy zaświadczenia tylko w razach sprawdzonego, rzeczywistego uleczenia, gdy prawda jasną jest jak słońce... I zauważcie panowie, że w podobnych wypadkach, nie zaświadczamy objawienia się cudu, tylko zaświadczamy, że chory został uzdrowiony... Nie naszą jest rzeczą
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.