odejściem pociągu, wsiadł zaraz do wagonu i osunął się w ten kąt, gdzie teraz siedzi i zamiera, z wyrazem bezgranicznego zmęczenia. Od chwili, gdy wsiadł do pociągu, nie słyszano jego głosu: Teraz dopiero, ktoś dostrzegł jego stary cylinder wiszący po za nim a przy wstążce opasującej kapelusz, widniał bilet jazdy.
Naraz siostra Hyacynta zawołała:
— Zaczyna oddychać! Zapytajcie go jak się nazywa.
Marta ponowiła znów pytania, lecz nieznajomy odpowiedział tylko skargą, wypowiedzianą ledwie że dosłyszalnym głosem:
— O jakże cierpię...
I od tej chwili te tylko słowa powtarzał co czas jakiś. Na wszystkie pytania: kim jest? zkąd pochodzi? co go boli? czem ulżyć mu można? odpowiadał monotonnym jękiem skargi bolesnej:
— O jakże ja cierpię... o jakże ja cierpię...
Siostra Hyacynta wrzała z niecierpliwości. Ten człowiek cierpi a ona pomódz mu nie może, w innym niż on będąc przedziale! Postanowiła przesiąść się zaraz na pierwszej stacyi. Tylko, że pociąg zatrzymywał się tak rzadko! Bolała nad tem bardzo, tem więcej, że nieznajomy znów stracił przytomność.
— Umiera, umiera! — odzywały się głosy.
Boże mój! cóż tu począć? Siostra Hyacynta wiedziała, że tymże samym pociągiem jechał ksiądz Massias ze olejami świętemi, w pogoto-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.