w odpowiedzi, wreszcie rzekł, nie wyjawiając całości swych myśli:
— Tak, rzeczywiście, byłbym uszczęśliwiony uzdrowieniem Maryi... I masz, doktorze, racyę; najżywotniejszem dążeniem naszem, jest chęć posiadania, dostąpienia szczęśliwości. Ta potężna żądza jest właściwą przyczyną naszych wstrząśnięć i zaburzeń.
Piotr uczuwał, iż dłużej niepodobna mu będzie wytrzymać w dusznej atmosferze biura. Gorąco stawało się coraz nieznośniejsze, pot spływał mu po twarzy. Doktór Bonamy dyktował obecnie jednemu z seminarzystów szczegóły, odnoszące się do badanego stanu zdrowia la Grivotte, podczas gdy ojciec Dargelès czuwał nad treścią i stylem, podnosząc się i szepcząc swe uwagi na ucho doktorowi, zmieniającemu wyrażenia podług jego żądania.
Gwar i zamieszanie trwało tutaj dalej. Doktorzy wiedli z sobą dysputy, odnoszące się jak na teraz do specyficznych przypadków, niemających nic wspólnego z kwestyą opracowywaną. W tej izbie zbitej z desek, gorąco i zaduch tamowały oddech, doprowadzając prawie do omdlenia. Dziennikarz przybyły z Paryża wyszedł już ztąd przed chwilą, niezadowolniony, iż wyczekiwał napróżno objawienia się cudu.
Piotr rzekł do doktora Chassaigne:
— Wyjdźmy ztąd, bo robi mi się niedobrze.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/340
Ta strona została uwierzytelniona.