skim majestatem, wraz z innymi... wymodliłbyś sobie uzdrowienie chorej twojej nogi i żyłbyś zdrowo jeszcze z lat dziesiątek.
Komandor dusił się z gniewu.
— Ja, ja mam prosić o przedłużenie mego życia jeszcze na lat dziesiątek?... Ja który utzymuję, iż najpiękniejszym dniem dla mnie, będzie dzień mojej śmierci!... Ja miałbym się płaszczyć i upadlać jak te tysiące chorych przybywających tutaj!... zgania ich w tę gromadę strach... nikczemny strach śmierci, wyją oni w szpetocie słabości swojej, z rozsadzającej ich żądzy życia i życia raz jeszcze... O nie, ja nie uczynię tego, bo gardziłbym wtedy samym sobą!... gardziłbym i brzydził się sobą... Zdechnąć pragnę, zdechnąć co najprędzej... chcę przestać istnieć, tęsknię do nicości!...
Wydostali się nareszcie z tłumu i ponad Gawą napotkali na Piotra idącego tędy z doktorem Chassaigne. Komandor zwrócił się do tego ostatniego:
— Czy wiesz, doktorze, iż zachciało się im teraz wskrzeszać umarłych?... Opowiadano mi to przed chwilą... oszaleć można z oburzenia!... No cóż?.. cóż ty na to, doktorze? Człowiek jakiś szczęśliwie doczekał się nareszcie wyzwolenia swego i zmarł... a oni porwali jego trupa, zanurzyli w swojej wodzie, niecny tworząc zamach przywrócenia mu życia. No, a jeżeli byłby powstał do życia, bo nigdy niczego pewnymi być nie mo-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/343
Ta strona została uwierzytelniona.