Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.

przepisy; widziano też obecnie całe szeregi tych złoczyńców, stawianych przed sądem; były to najczęściej stare kobiety i ledwo poruszać się mogący schorowani ludzie, obwinieni o czerpanie wody ze źródła życiem płynącego. Przerażeni wydarzającą się im awanturą, jąkali się przed sądem, błagali zrozpaczeni, nic nie rozumiejąc dla czego skazywano ich na kary, jak zwykłych przestępców. Nienawistne szemrania tłumu wzmagały się za każdą nową niesprawiedliwością rządzących; wszak panowie, urzędy piastujący, wszystkie bogactwa na swój użytek zagarnęli, a nie mając już co zabierać ogołoconemu ludowi, chcą teraz, w bezlitosnej zakamieniałości serca swojego, odebrać dobro z łaski niebios nędzarzom tej ziemi nadane, chcą wydrzeć im marzenia o pozaświatowej władzy i pocieszeniu, chcą skruszyć wiarę w siły nadprzyrodzone i upostaciowane, które z troskliwością rodzicielską nad dziećmi swemi czuwając, zsyłają im spokój duszy i uzdrowienie ciała.
Pewnego ranka najnędzniejsi chorobą i niedostatkiem pielgrzymi zmówili się pomiędzy sobą i poszli gromadnie do mera; kornie klęknęli na podwórzu przed gmachem urzędu i płacząc błagali, by zechciał im dozwolić przystępu do źródła; lament tych nieszczęśliwych rozrzewnił najtwardsze nawet serca. Jakaś matka z dalekich stron tutaj przybyła, uniosła w górę na wpół już zmarłą swoją dziecinę, pytając głosem rozpaczli-