W serce pani Vêtu wstąpiła nadzieja uzdrowienia, pomimo głębokiego przeświadczenia, iż niewiele już czasu pozostanie na tym świecie; gniewała się na myśl, iż gdyby prefekt był zwyciężył, grota w Lourdes nie świadczyłaby swych dobrodziejstw.
— Nie byłoby pielgrzymek, nie byłybyśmy dziś tutaj, nie doznawałybyśmy cudownych uzdrowień, jakie setkami zachodzą co roku!...
Zbyt gwałtownie wypowiedziała te słowa i chwyciła ją duszność; nadbiegła ku niej siostra Hyacynta i posadziła na łóżku. Pani de Jonquière, korzystając z przerwy w opowiadaniu, obsługiwała młodą kobietę, nie mogącą się ruszyć na naturalne potrzeby, skutkiem rozwiniętej choroby mlecza pacierzowego. Dwie inne chore, nie mogąc w swych łóżkach uleżeć skutkiem gorąca, przechadzały się po sali drobnemi krokami, chwiejne i białe jak mary. Z ciemnego kąta sali dolatywało wciąż ciężkie chrapanie astmatycznego oddechu, towarzyszyło one bezustannie w czasie opowiadania Piotra. Jedna tylko Eliza Rouquet spała spokojnie, leżąc na wznak z twarzą odsłoniętą, ukazując potworną swą ranę widocznie już bledszą i zasychającą.
Było już teraz kwadrans po dwunastej. Ksiądz Judaine mógł nadejść lada chwila dla udzielenia świętej komunii. Łaska wstępowała w serce Maryi, nabrała teraz przekonania, iż Panna Przenajświętsza nie uzdrowiła jej dzisiaj
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/376
Ta strona została uwierzytelniona.