doszczętnie wszelkie tamy rozsądku i porządku publicznego.
Pierwszy poczuł się zwyciężonym w biskupim swoim pałacu biskup w Tarbes. Jego ostrożność i wątpliwość oprzeć się nie mogły gwałtownemu porywowi ludu, nad którym miał pieczę. Przez pięć miesięcy ratował się milczeniem oraz tajemnemi rozkazami wzbraniającemi księżom brania udziału w manifestacyach przed grotą; bronił on w ten sposób Kościoła, przeciwko któremu skierować się mogła szalejąca obecnie zawierucha zabobonów. Lecz pocóż miał opór stawiać dłużej?... Odczuwał on nędzę swego ludu i by znośniejszą stała się do zniesienia, dozwolił swym owieczkom na cześć bałwochwalczą, której tak chciwie pożądały. Resztkami swej dotychczasowej oględności powodowany, wydał rozporządzenie ustanawiające komisyę, której zadaniem będzie rozpatrzenie sprawy i przeprowadzenie śledztwa: przyjmował więc objawienia i cuda w zasadzie, oddalając jedynie ostateczne uznanie groty.
Jeżeli rzeczywiście prawdą było przypisywane J. E. biskupowi z Tarbes wyższe wykształcenie, rozum chłodny i rozważny, łatwo wyobrazić sobie można, w jakim musiał być niepokoju i niezgodzie sam z sobą tego ranka, gdy podpisał owe pierwsze rozporządzenie, odnoszące się do groty w Lourdes. Długo musiał on klęczyć w swej kaplicy, błagając Boga, by oświecić go
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.