Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.

takiego nawału gości, tracą głowę, nie mogąc nastarczyć ich żądaniom... A jaki też tu hałas bezustanny!... Trzykrotnie budziłem się skutkiem tego dzisiejszej nocy. Nie mam pojęcia co się dzieje u moich sąsiadów... lecz przez ściany dolatują mnie jakieś zadziwiające odgłosy... Jeszcze przed chwilą słyszałem uderzenie o mur, szepty tajemnicze i westchnienia...
Urwał, nie chcąc czynić dalszych domysłów i zapytał:
— A ty, czy dobrze dziś spałeś?
— Nie. Zmęczyłem się niezmiernie, upadałem wprost ze znużenia, wróciwszy w nocy do siebie i właśnie skutkiem tego zasnąć nie mogłem. A może hotelowy hałas spać mi przeszkadzał.
Teraz Piotr skarżyć się zaczął na cienkość ścian hotelu, na ścisk panujący w całym domu, który skrzypiał i trzeszczał, jakby rozsadzany nadmiarem mieszkańców. Rozlegało się bezustanne bieganie po korytarzach, potrącano się i łajano, ociężałe kroki i grube głosy dolatywały zewsząd: do tego dodać należało jęczenie chorych, kaszel na przeróżne tony; ściany nawet kaszlać się zdawały. Ruch i hałas nie ustawał noc całą; wchodzili jedni, wychodzili drudzy; godziny nie regulowały życia ludzi tutaj przybyłych i żyjących gorączkowo; przygnała ich do Lourdes namiętna żądza, śpieszyli do tej modlitwy z niepokojem wyczekiwania czegoś, równie upragnionego jak schadzka miłosna.