Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/410

Ta strona została uwierzytelniona.

gestrami, dodawała rachunki. Odezwała się teraz donośnym, cienkim swym głosem:
— W przeszłym roku mieliśmy tego rodzaju klientkę. Bawiła u nas całe dwa miesiące. Szła do groty od rana, wracała, by co zjeść i znów szła do groty, jadła i kładła się spać. Żadnej nigdy nie robiła uwagi, zawsze była uśmiechnięta i ze wszystkiego zadowolniona. Zapłaciła rachunek, spojrzawszy tylko na ogólną sumę... Ale takich klientek odżałować nie można... i zawsze się je dobrze wspomina...
Wstała, domawiając tych słów; była to mała, chuda, ciemna brunetka, czarno ubrana, zaledwie wązki biały kołnierzyk wywinięty, rozjaśniał nieco drobną jej postać. Mówiła dalej, zachwalając swe towary:
— Jeżeli panowie mają zamiar zaopatrzyć się w pamiątki z Lourdes, polecamy się ich pamięci. W naszym magazynie jest wielki wybór przedmiotów, najbardziej poszukiwanych przez podróżnych. Goście nasi mają zwyczaj tyko u nas zakupywać pamiątki z Lourdes...
Pan Majesté tymczasem potrząsał głową z miną żarliwego katolika, zasmuconego bezprawiami, uwłaczającemi głębokiej jego wierze.
— Nie chcę ubliżać wielebnym ojcom tutejszym, ale wyznać mi należy, że posuwają swą chciwość zbyt daleko... Panowie musieli widzieć sklep, założony przez nich tuż przy grocie?... Sklep ten zawsze jest pełen kupujących; sprze-