Radość pana Vigneron nie miała teraz granic. Wypowiadał skryte swe myśli:
— Matka Boska sprzyja mi najwyraźniej!... Dziś rano, modląc się, prosiłem by zechciała przyspieszyć moją nominacyę. Zaledwie kilka godzin minęło a już jestem wysłuchany!
Wtem spostrzegł, że pani Chaise zbyt badawczo utkwione ma w niego oczy, a Gustaw uśmiecha się znacząco; powstrzymał się więc w objawianiu swej radości. Nie wątpił wszakże, iż każdy, tak jak on, prosi Matkę Boską przedewszystkiem o coś dla siebie. Hamując radość z odniesionego tryumfu, pan Vigneron rzekł dobrodusznie:
— Powiedziałem, że Matka Boska sprzyja mi najwyraźniej, właściwie chciałem powiedzieć, że miłuje ona nas wszystkich... i że niezawodnie każdego z nas łaską swą szczególną wyróżni... wszyscy dostąpimy pocieszenia... Ach ten biedny naczelnik! Ktoby się był spodziewał, że umrze tak nagle! Prawdziwie jestem zmartwiony! Muszę zaraz posłać bilet wizytowy z kondolencyą do wdowy.
Silił się, by panować nad swą radością, pewien był teraz, iż Matka Boska z równą łaskawością wysłuchiwać będzie i spełniać inne, najtajniejsze jego pragnienia. Gdy podano na ich stolik placek z morelami, wydał się im znakomicie udanym i Gustaw wyjątkowo dostał dziś kawałek ciasta.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/422
Ta strona została uwierzytelniona.