Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/437

Ta strona została uwierzytelniona.

— To ja państwu dziękuję — zapewniał baron. — Rad byłem bardzo, żem mógł państwu pokazać kawałek mojego królestwa, którem zarządzam jak mogę najlepiej.
Gerard nie odstępował Rajmundy. Pan de Guersaint dawał znaki Piotrowi, iż czas byłoby iść na plac Marcadel, do starego miasta, gdy w tem pani Desagneaux, przypomniała sobie obietnicę, daną jednej ze swych znajomych, że wyśle jej wprost z Lourdes butelkę wody z cudami słynącego źródła. Zapytała się Gerarda jak należy postąpić dla spełnienia obietnicy.
— Pozwoli pani, bym w dalszym ciągu pozostał przewodnikiem?... A może i panowie z nami pójdziecie?... Pokażę państwu magazyn, gdzie napełniają i korkują butelki; zaraz na miejscu opakowywane są w skrzyneczki i wysyłane na kolej. Jest to ciekawe do widzenia.
Pan de Guersaint zgodził się natychmiast i ruszyli w poprzednim porządku w stronę magazynu. Gerard, jakkolwiek przewodniczył wyprawie, szedł z Rajmundą z tyłu, przepuściwszy przodem panią Desagneaux z panem de Guersaint i Piotrem.
Palące słońce zdawało się przywabiać tłumy, snujące się po placu świętego Różańca, wyglądało to na zbiegowisko jarmarczne, gapiące się na wszystko i wszystkich.
Zakład butelkujący i ekspedyujący wodę, znajdował się tuż obok, pod jednym z olbrzymich