suwającej mu się uwagi, jak wielką ilość biednych można było poratować, spieniężając ten wosk, który napróżno z dymem się ulotni! Marnotrawstwem mu się to wydało, chociaż rozumiał radość wynikającą ze zbytku i zadowolnienie zwodnicze, karmiące ludzi chlebem pokrzepienia.
— No a moja butelka? kiedyż ją wyślemy?... — zapytała pani Desagneaux.
— Zaraz pójdziemy ztąd do biura — odpowiedział Gerard — za pięć minut tam będziemy.
Znów przeszli powtórnie przez plac świętego Różańca i wstępowali po schodach wiodących do bazyliki. Biuro znajdowało się przy zakręcie drogi, prowadzącej do Kalwaryi. Budynek zajmowany przez biuro, był stary i nędzny, zbity z desek pociągniętych wapnem, pookruszanem przez wiatr i deszcze. Wielki szyld głosił: „Tutaj należy się zgłaszać z zakupywaniem mszy, składaniem darów i sprawami dotyczącemi bractw. Przyjmuje się obstalunki na dostawę wody Lourdes, oraz prenumeratę dziennika „Les Annales de Notre Dame de Lourdes”.
Ileż milionów przepłynęło przez nędzne to biuro! Sądząc ze skromnego jego wyglądu, myśleć można było, iż musiało ono datować się z pierwszych czasów rozgłośnej sławy dzisiejszego Lourdes; z czasów niewinności początków, gdy pierwsze fundamenty bazyliki wyrastać poczynały w dzikiem jeszcze ustroniu.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/442
Ta strona została uwierzytelniona.