Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/450

Ta strona została uwierzytelniona.

szłym roku wiele mówiono w paryskich salonach o miłości, jaką ona płonęła dla pewnego młodego pułkownika. Lecz najpobożniejsze salony twierdzą, iż przezwyciężyła tę miłość, dzięki swej głębokiej religijności.
Przystanęli na chwilkę i patrzyli ku tym trojgu ludziom na balkonie, a pani Desagneaux znów rzekła:
— Opowiadano mi, że nieszczęśliwa pani Dieulafay, była niedawno jeszcze równie zdrową i piękną jak siostra... Twarz jej miała nawet posiadać wyraz bardziej pociągający słodyczą i wesołością... A teraz.. cóż z niej!.. leży na słońcu jakby martwa, trupio blada, bez kości, z ciałem przelewającem się bezwładnie, tak iż każdy lęka się dotknąć tej nieszczęśliwej. Ach tak! bardzo ona jest nieszczęśliwa! Zaledwie dwa lata jak wyszła za mąż...
Rajmunda opowiedziała ze swej strony, iż pani Dieulafay przywiozła z sobą wszystkie swoje kosztowności, z zamiarem złożenia ich w darze N. Pannie z Lourdes. Gerard potwierdził tę wiadomość, mówiąc, iż dzisiaj właśnie przyjętemi zostały do skarbca w bazylice; prócz tych kosztowności, państwo Dieulafay ofiarowali szczerozłotą lampę wysadzaną drogiemi kamieniami i znaczną sumę pieniężną dla biednych.
Matka Boska nie wzruszyła się tą hojnością, bo chora jeszcze słabszą była niż poprzednio.