Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/453

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Desagneaux zaprzeczyła z pewnem oburzeniem:
— Ależ nie, on jest w Trouville, czyż nie wiesz, że nie chcę, aby mi towarzyszył w czasie pielgrzymki?.. Pojadę do niego we czwartek.
— Ach prawda, prawda! — podchwyciła ładna brunetka, wyglądająca na wielkiego trzpiota. — Zapomniałam, że ty przybyłaś do Lourdes wraz z pielgrzymującymi.
A zniżywszy głos z powodu Rajmundy, zapytała na ucho:
— No a powiedz... o to dziecko, którego nie możesz się doczekać, czyś prosiła Matki Boskiej?...
Pani Desagneaux zarumieniła się lekko i powstrzymując przyjaciółkę od dalszego mówienia, odszepnęła:
— Tak, prosiłam... Przecież od dwóch lat tęsknię napróżno... i dotychczas nie mam żadnej nadziei... Lecz tym razem pewną jestem, że sobie tę łaskę wymodliłam... O nie śmiej się! Naprawdę czułam dziś modląc się w grocie, że będę wysłuchaną...
Roześmiała się wreszcie równie serdecznie, jak śmiała się jej przyjaciółka i wesoła rozmowa stała się ogólną. Ofiarowała się nowo przybyłym za przewodniczkę po Lourdes, obiecując im, że w przeciągu dwóch godzin, pokaże im wszystkie miejscowe osobliwości.