ich republikańskich przekonań, zawsze byłem wolnomyślnym! A kilku nas takich było zaledwie w całem mieście Lourdes! Tak, dumny jestem, żem należał do tych pierwszych a nielicznych!
Przystąpił teraz do operowania lewego policzka; miał minę rozjaśnioną i tryumfującą. Od tej chwili zerwała się tama i popłynęła swobodnie powódź słów z ust pana Cazaban. Równie jak pan Majesté, właściciel hotelu „Świętych Zjawisk“, pan Cazaban, osiadły w starej dzielnicy miasta, wylewał nagromadzone w swem sercu zarzuty przuciwko ojcom, stróżom groty: dlaczego zajmują się handlem, otwierają sklepy... i na każdym kroku podrywają nieuczciwą konkurencyą dobrobyt kupców, hotelistów, restauratorów?... Albo siostry niebieskie z zakonu pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia! Czyż nieuzasadnioną jest zawiść, jaką wzbudzają?... Wszak odebrały mu aż dwie stałe klientki, które przyjeżdżają co roku do Lourdes na trzy tygodnie.
Latami całemi zbierała się i rosła nienawiść pana Cazaban; ze słów jego rozjątrzonych, przeglądała zazdrość całego starego Lourdes względem nowo powstałego miasta, tego miasta po drugiej stronie góry zamkowej, wyrosłego tak szybko i potężnie, z tylu wspaniałemi jak pałace domami, gdzie gromadziło się teraz życie, zbytek i pieniądze wszystkich przyjeżdżających do groty; tak, tam życie i dostatek wzmagał się z dniem każdym, krzywdząc i wysysając resztki
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/462
Ta strona została uwierzytelniona.