Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/464

Ta strona została uwierzytelniona.

w mieście. Przed laty było inaczej! My pierwsi doświadczyliśmy dobrodziejstw cudów. Ale od dwudziestu lat woda źródła w grocie, przestała być nam pomocną! Już na nas nie działa uzdrawiająco! jesteśmy zbyt blisko, a podobno że trzeba przyjeżdżać zdaleka, by w nią wierzyć... Oj tak; głupstwo to wszystko. Proszę mi dać sto franków, a jeszcze nie pójdę do ich groty!
Obojętność Piotra, gniewać się zdawała z zapałem mówiącego pana Cazaban. Brzytwa jego, mniej pośpiesznie pracująca, oczyszczać dopiero zaczęła prawy policzek; on zaś nieustawał w rozszerzaniu dalej swych uraz, streszczających się w obwinieniu ojców za ich chciwość; tak, bezmierna ich chciwość była przyczyną zła i waśni istniejących. Ojcowie przekraczali warunki kontraktu istniejącego pomiędzy nimi a miastem. Gdy zakupili od miasta grunta, teraz do nich należące, i na których tyle już wybudowali gmachów, zobowiązali się, iż żadnego nie będą prowadzili handlu; podpisem swym zaręczyli, iż sprzedawać nie będą nic, nawet wody ze źródła, wytrysłego w grocie. Powodów do licznych procesów nie brakło miastu. Lecz niczego i nikogo ojcowie się nie boją, tak dalece pewnymi są posiadanej władzy. Wszelkie pieniądze i dary, nadsyłane do Lourdes pod adresem parafii, ujęli oni w swoje ręce i wszystko idzie ku wzbogaceniu groty, oraz zbudowanej przez nich bazyliki.