Marya, która mimowoli słuchając co mówili ludzie wśród tłumu, wiedziała, zkąd najlepiej wszystko widzieć można, rzekła:
— Piotrze, miałeś racyę, chcąc się zatrzymać tam pod drzewami... A ja tak bardzo pragnę widzieć jaknajwięcej...
— I owszem, wrócimy tam — odpowiedział Piotr. — Postaramy się znaleźć takie miejsce, zkąd zobaczysz wszystko. Najtrudniej nam tylko będzie wydostać się z obecnego naszego miejsca.
I rzeczywiście, byli jakby obmurowani, stłoczoną i zalegającą w około ciżbą ciekawych. Trzeba było wielkiej wytrwałości, by uzyskać i zdobyć sobie przejście; Piotr prosił o rozstąpienie się tłumu, powtarzając, iż wiezie chorą; Marya unosiła głowę i obracała się za grotą, chcąc oczy swe napawać płonącem jeziorem o połyskujących falach i wypływającą z niego procesyą, snującą się bez końca a wszakże bez ujmy dla obfitego swego źródła. Pan de Guersaint szedł z tyłu za wózkiem, i starał się go zabezpieczać od ciągłego potrącania.
Wreszcie wydostali się wszyscy troje po za tłum ciekawych, patrzących na procesyę. Stanęli na uboczu, koło jednego z łuków balustrady i odetchnęli z rozkoszą świeżem powietrzem. Dolatywał ich tu zaledwie oddalony chór śpiewanej kantyczki o monotonnie wracających „Zdrowaśkach“, a powódź świateł odbijała się słabą łuną, unoszącą się w kierunku bazyliki.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/479
Ta strona została uwierzytelniona.