lewe skrzydło balustrady, wzdłuż której spuszczać się będzie procesya ku dołowi, aż do nowego mostu, by skręcić następnie pomiędzy trawnikami ogrodu i zawrócić ku grocie. Pozostając tutaj, napatrzeć się mogli do woli na wszystkie szegóły wijącej się wśród ciemności świetlanej procesyi.
Pobliże Gawy dodawało jeszcze uroku cichemu ustroniu; wilgoć oddziaływała dodatnio na roślinność, nadając jej wiosenną zieloność. Pusto tu było zupełnie i cisza niezmącona spływać się zdawała z niebotycznych jaworów, rosnących wzdłuż alei.
Pan de Guersaint wspinał się na palce, chcąc co rychlej zobaczyć pierwsze światła procesyi, okrążającej teraz bazylikę.
— Nic jeszcze nie widać — rzekł po chwili. — Siądę sobie tymczasem na trawie. Nóg już nie czuję od zmęczenia.
Wtem zaniepokoił się o córkę.
— Może chcesz, bym ciebie okrył czem ciepłem?... Bardzo tu jest chłodno.
— O nie ojcze, dziękuję! Mnie wcale nie jest zimno. Taka jestem szczęśliwa! Od dawna nie oddychałam tak miłem powietrzem... Tu gdzieś w pobliżu muszą być róże... Czy nie czujesz, ojcze, ich zapachu?...
A zwróciwszy się do Piotra, spytała:
— Jak myślisz, gdzie te róże być mogą? Czy ich nie widzisz?...
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/481
Ta strona została uwierzytelniona.