cielki, jakże dotkliwie Piotr czuł jej pragnienie, jakże wysuszone miał nią członki i jak bardzo pragnął zadowolnić się w płomiennem swem utęsknieniu za tą ułudą! Chętnieby padł na kolana, agając o pomoc nieba, lecz potrzebował na to wiary, podtrzymującej tę zamodloną kobietę. Zwątpienie krępowało go więzami i nie odnajdował słów, coby złożyły modlitwę. Odetchnął swobodniej, poczuwszy, iż ktoś dotknął jego ramienia.
— Księże kochany, chodź ze mną, pokażę ci grotę, którą znasz tylko z zewnątrz. Wprowadzę cię do środka, zobaczysz, jak tam rozkosznie jest nocą.
Podniósłszy twarz na mówiącego, Piotr poznał stojącego tuż przy sobie barona Suire, dyrektora Przytułków Matki Boskiej Zbawicielki. Najwidoczniej ten poczciwy człowiek polubić go musiał. Przyjął jego uprzejmą propozycyę i poszedł za nim. Grota była zupełnie teraz pusta a baron mający klucz od kraty, zamknął ją gdy przekroczyli jej bramę.
— O tej oto porze — mówił baron, jest się tutaj najlepiej. Ilekroć przyjeżdżam do Lourdes na dni kilka, nigdy nie kładę się spać przededniem, bo do wschodu słońca przebywam tutaj... Ludzi już niema, jest się samemu sobie oddanym zupełnie i prawda, jak tu jest miło?... człowiek się rzeczywiście czuje w gościnie u Najświętszej Panny!
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/508
Ta strona została uwierzytelniona.