Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/511

Ta strona została uwierzytelniona.

srebrem wykładany. Był on starannie osłonięty od pyłu i wilgoci a posługiwano się nim tylko w czasie mniej licznych pielgrzymek, organizowanych pomiędzy arystokracyą rodową lub pieniężną. Ołtarz ten był darem bogatej i powszechnie znanej, wielkoświatowej damy.
Gadatliwość barona i jego niemiłosierne omawianie najdrobniejszych szczegółów, nużyć poczęły Piotra. Ta gadatliwość utrudniała jeszcze możność wzruszenia. Wchodząc po za kratę zdawało mu się, iż dozna silnego wstrząśnięcia moralnego, jakkolwiek nie był wierzącym; dusza jego zachwiała się, jakby przed odsłoną i objawieniem, przeczuwanej a nieznanej tajemnicy. Ten stan niepewności chwilowej był drażniący a zarazem niesłychanie miły. Oczy jego padły na rozrzewniające swą naiwnością dary, składane u stóp N. Panny. Po za stosami, dziś złożonych kwiatów, połyskiwały wota, składane przez pobożnych a między niemi stały poszarpane, zużyte trzewiki, zdjęte z nóg uzdrowionych, żelazne gorsety, szczudła i tysiączne drobiazgi, podobne z wymiarów do dziecinnych zabawek. Dół skały, poniżej szczeliny tworzącej łuk naturalny, w którym Bernadetta miała nadziemskie widzenie, utracił pierwotną chropowatość; oszlifowany i wygładzony on został przez pątników, ocierających tutaj szkaplerze swe, medaliki i usta. Miliony ust, miłością płomieniejących, składało pocałunki na tym odłamie kamienia a siła uczu-