Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/518

Ta strona została uwierzytelniona.

zdarzało się, iż całe rodziny zjeżdżały tu przed zimą i zamieszkiwały w hotelach pustkami stojących. Każdego zaś ranka szli ci pobożni i wyjątkowi pątnicy do groty, radzi, iż są sami, zdala od zgiełku i hałasu, nieuniknionego w czasie wielkich pielgrzymek; pragnęli oni rozmawiać z N. Panną i módz się do niej modlić w samotności i w ciszy zupełnej. Nikt ich nie znał, bo unikali znajomości z ludźmi; przybywali tutaj gdy wiedzieli, iż nikt inny nie podąży, kryli się jak zazdrośni kochankowie, kochać chcieli wyłącznie, w tajemnicy, a gdy pogoda zwabiała innych kochających grotę, wyjeżdżali pośpiesznie, przerażeni myślą o nadciągających tłumach.
Wewnątrz groty nie przestawała nigdy panować wiosna. Jakże rozkoszne sprawiało to wrażenie zimą. W czasie mroźnych zamieci lub dżdżystej zawieruchy! Zimą czy latem, pomimo wiatru, deszczu, śniegu, grota gorzała setkami pozapalanych świateł. Nawet w czasie najgwałtowniejszych nawałnic, gdy żadna ludzka istota nie śmiała przestąpić progu domów, grota błyszczała wśród nocnych ciemności, płonąc nieskończenie, jak żary nieugaszonej miłości.
Baron opowiadał, iż w czasie srogiej zimy, gdy śniegi spadły w niezwykłej obfitości, przedostawał się do Groty i spędzał w niej dnie całe, siedząc na tej oto ławie, na której siedzą obecnie. Ciepło tu było i błogo, chociaż otworem swoim grota wychodzi na północ i słonecz-