Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/533

Ta strona została uwierzytelniona.

by jego zastępca wrócił ztamtąd przybrany w ornat, oddalił się i wkrótce zasnął na pobliskiej ławce. Piotr odprawiał teraz mszę z tymże samym nastrojem, co w Paryżu; spełniał obowiązek przyjęty ze skrupulatnością uczciwego człowieka. Z pozoru sądząc, można było przypuszczać, iż spełnia go z rzeczywistą wiarą. Zdawało mu się, iż po dwudniowem gorączkowem życiu, wstąpi weń jakaś siła, poruszyć zdolna jego serce. Miał nadzieję, iż w chwili komunii i tajemniczej boskiej przemiany, łaska nań spłynie i potarga więzy niedające mu dostąpić wiary; spodziewał się ujrzeć chwałę Boga na wysokościach; nic jednak podobnego nie doznawał mszę odprawiając; serce jego nie zabiło żywiej, wymawiał słowa wyuczone z wprawą codziennego przyzwyczajenia, wykonywał prawie że bezwiednie gesta przykazane, sprawiał swą czynność machinalnie, zawodowo. Silił się, by wzbudzić w sobie akt wiary, lecz prześladowała go wciąż myśl obca, a mianowicie, że zakrystya przy kościele św. Różańca, bardzo jest niewygodna i szczupła, zważywszy na ilość ołtarzy, a zwłaszcza mszy, nieustannie tutaj odprawianych. Jakim sposobem zakrystyanie mogą podołać w tej ciasnocie?... Jak trudno być im musi utrzymać w porządku szaty i bieliznę kościelną! Wydziwić się nie mógł i wciąż miał umysł zajęty tym nędznym szczegółem, narzucającym mu się natrętnie, ogłupiająco.