Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/536

Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła z lekka głową na znak przyzwolenia, jakby mówiąc że słyszy moją prośbę i uwzględnienie dać jej raczy... Nie przemówiła do mnie, a jednakże zrozumiałam co chciała mi powiedzieć. Dziś o godzinie czwartej po południu, w czasie procesyi, będę uzdrowioną, w chwili, gdy przechodzić będzie Przenajświętszy Sakrament.
Piotr słuchał słów Maryi, ogarnięty trwogą. Czyż ona spała z otwartemi oczyma?... Boć tylko we śnie, mogła widzieć uśmiech i skinienie głowy Matki Boskiej, w marmurowej swej nieruchomości bielącej się w niszy, po za światłem jarzących się gromnic. Dreszcz go przebiegł na myśl, iż niepomna własnej choroby, Marya modliła się i błagała o jego uzdrowienie. Podszedł ku kracie i osunąwszy się na kolana, wymawiał z cicha: „O Maryo! Maryo!“ sam nie wiedział czy woła tak do N. Panny, czy też do ukochanej towarzyszki lat swoich młodocianych. Obezwładniony wzruszeniem, pozostawał tak na miejscu, sądząc, że i na niego spłynie promień łaski.
Nastąpiły dla niego chwile nieskończonej długości. Czynił nadludzkie wysiłki, by dać się unieść prądowi egzaltacyi religijnej, oczekiwał cudu objawienia braknącej mu wiary; pragnął być olśnionym, wyczekiwał spadnięcia gromu, druzgoczącego w nim zwątpienie; rwał się ku wierze maluczkich wierze przynoszącej spokój pożąda-