— Nie, nie chcę wracać... poczekam na mszę... Obiecałam że tutaj przystąpię do świętej Komunii. Nie lękaj się o mnie. Wracaj co prędzej do hotelu i kładź się spać. Proszę cię zrób to dla mnie. Przecież wiesz, że zakryte powozy przyjeżdżają tutaj po chorych w dni niepogody.
Obstawała z uporem przy swojem postanowieniu, a Piotr również się opierał, mówiąc, że i on pozostanie.
O wschodzie słońca odprawiano w grocie mszę, w czasie której pielgrzymi przystępowali do komunii; po nocy przebytej na modlitwie i religijnej ekstazie, radością dla nich było niezmierną módz komunikować się o pierwszych brzaskach jutrzenki. Właśnie wielkie krople deszczu spadać poczęły z nieba, gdy ukazał się ksiądz w ornacie, w asystencyi przez dwóch kleryków. Jeden z nich niósł nad księdzem rozwinięty biały jedwabny parasol, ze złotemi frendzlami, aby deszcz nie dochodził do trzymanego przez celebranta świętego kielicha. Piotr podsunął wózek Maryi bliżej pod skrzydło groty, pragnąc ją zabezpieczyć o ile możności przed zbliżającą się nawałnicą; w tenże zakątek zbiła się reszta osób, przepędzających noc na modlitwie przed statuą N. Panny. Patrzał teraz na komunię Maryi; przystąpiła do niej w upojeniu żarliwego nabożeństwa; prawie równocześnie uwaga Piotra skierowała się na bolesną scenę, która wstrząsnęła jego sercem.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/540
Ta strona została uwierzytelniona.