Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/552

Ta strona została uwierzytelniona.

pospolitą i w niczem niepodobną do namiętnych oblubienic Chrystusa. Nigdy już teraz nie miewała wizyi i nigdy sama nie wspominała o dawnych osiemnastu widzeniach, które tak decydujący wpływ wywarły na jej życie. By cóś się dowiedzieć od niej w tym względzie, trzeba było samemu ją pytać, zadając kategoryczne zapytania. Odpowiadała wówczas krótko i starała się przerwać rozmowę, nie lubiąc mówić o tych rzeczach. Gdy, nie zważając na jej oporność, pytano ją dalej, chcąc, by powiedziała o trzech tajemnicach, jakie jej zwierzone zostały przez Boską postać widzianą w grocie, zacinała się w swojem milczeniu i odwracała oczy. Pomimo usiłowań, nie można było pochwycić jakiejkolwiek sprzeczności w jej odpowiedziach, wszystkie szczegóły, podawane przez nią, były zgodne z poprzedniemi jej zeznaniami, zdawało się, iż tych samych słów nawet używała, wypowiadając je zawsze tymże samym tonem głosu.
— Rozmawiałem z nią — mówił doktór — przez całe popołudnie, i nie zmieniła nawet sylaby w swoich odpowiedziach. Było to wprost zadziwiające... A przysiądz mogę, iż nie powtarzała wyuczonego kłamstwa, i że nigdy w swojem życiu nie skłamała, niezdolną bowiem była skłamać w czemkolwiek!
Piotr chciał temu nadać inną doniosłość.
— Doktorze, czy nie sądzisz, iż dotkniętą była pewnego rodzaju chorobą woli?... Badania