Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

miast chwalił się, iż Piotra uchronił od grożącego niebezpieczeństwa. Odwiedzał go często, rozmawiał z nim wiele, zwłaszcza o przyjacielu swym a ojcu Piotra. Miał on pociągający dar opowiadania, przy tem przebijało w nim gorące uczucie dla zmarłego przyjaciela, którego rozum i dobroć wielbił z rozrzewnieniem. Opowiadania doktora, głębokie wywarły wrażenie na zaledwie powracającym do sił Piotrze. Dopełniał on sobie w pamięci postać swego ojca, aż wreszcie wyrosła ztąd całość pełna prostoty, uczucia i szczerości. Teraz poznawał ojca takim, jakim był rzeczywiście, dotychczasowo zaś, sądząc ze słów matki, miał o nim pojęcie fałszywe, widząc w nim przedewszystkiem uczonego o niezłomnej sile woli i kamiennem sercu. Nigdy nie mówiła o nim źle i usilnie zaszczepiała w umyśle Piotra szacunek dla pamięci ojca, którego prawie że nie znał. Lecz zmarły ten mąż jej ukochany, nie byłże zarazem wcieleniem zwątpienia?... Niedowiarkiem, nad którym aniołowie płakać musieli, patrząc na jego działalność, bezbożnie podkopującą dzieło Stwórcy?... Tak więc postać ojca ukazywała się pod wrażeniem tego rodzaju przekonań matki, jak widmo pokutujące i snujące się po domu, widmo potępieńca spokrewnionego z duchem ciemności. Teraz zaś pod wrażeniem opowiadań doktora Chassaigne, Piotr widział swego ojca w postaci pełnej nieskończonej do-