Pani de Jonquière roześmiała się wesoło i spytała:
— Więc dla czegóż nie chciałaś, by cię zawieziono do groty?... Będzie ci nudno tak cały dzień siedzieć w łóżku między pustemi ścianami.
— O ja nie jestem sama! Ona jest przy mnie, czuję Jej obecność!
I złożyła ręce, z ekstazą wpatrując się w swoje marzenie. Mówiła wszakże głośno:
— Dzisiejszej nocy widziałam Ją wyraźnie: skłoniła ku mnie głowę i raczyła się uśmiechnąć. Zrozumiałam i usłyszałam Jej słowa, chociaż ust nie otworzyła. Tak, dzisiaj o godzinie czwartej, w chwili, gdy przechodzić będzie procesya i gdy ujrzę niesiony Przenajświętszy Sakrament, będę uzdrowioną.
Pani de Jonquière patrzała na Maryę z pewną obawą i słowa jej biorąc za nieprzytomne, gorączkowe bredzenie, chciała ją uspokoić. Lecz chora, spostrzegłszy to, rzekła:
— Nie, nie, nie jestem bardziej chora, czekam tylko stać się mającego cudu... A że nie chciałam iść z innymi dziś do groty, to rzecz bardzo prosta: Ona sama naznaczyła godzinę, łaskę swoją okaże mi o godzinie czwartej...
I dodała ciszej:
— O wpół do czwartej Piotr przyjdzie mnie zabrać i zawiezie do groty... W pół godziny później będę zdrową, zupełnie zdrową...
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/583
Ta strona została uwierzytelniona.