Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

nioślejszą być się teraz zdawała, podczas gdy szczęki i broda a nawet usta jeszcze złagodniały, zanikając w delikatnym swym rysunku. Cierpiał wszakże srodze, smutny był i znękany, tęskniąc za straconą wiarą; pragnął wierzyć, wzdychał ku dawnemu stanowi swego ducha, najsroższe przebywając chwile o zmierzchu, gdy porzuciwszy czytanie, oddany był trapiącem go myślom. Wraz ze światłem lampy, spływało nań trochę uspokojenia; rozglądał się w około siebie i we wnętrzu swych myśli, chcąc odnaleźć energię i wzbudzić w sobie siłę męczennika, niosącego w ofierze wszystko, dla uzyskania cichości sumienia.
Na próżno! Był księdzem i nie posiadał już wiary... Otchłań ta niespodzianie, bezdenną głębokością rozwarła się tuż przy jego stopach. Czy życie swe miał w otchłań tę rzucić? Co czynić? Czyż najprostsza uczciwość nie nakazywała mu zrzucić sutanny i stanąć w szeregu innych istot ludzkich? Lecz spotykał on już w życiu takich renegatów i wstręt czuł ku nim nieprzezwyciężony. Znał księdza ożenionego i obrzydzeniem go to napawało.
W ten sposób mściły się na nim resztki naleciałości religijnego wychowania, utrwalając w nim przekonanie, iż raz oddawszy się Bogu, nie należy krzywoprzysięztwem uchylać się od przyjętej służby. Czuł on również, iż nie dostosuje się w zupełności do reszty ludzi, w któ-