cić tę lub inną chorą, wyliczając zadziwiające symptomaty jej niemocy. Każda z tych dam siliła się, by go przekonać, że w jej właśnie oddziale znajdują się chore wyjątkowe, cierpiące na straszne i nieznane dotychczas dolegliwości. Jedna z dyrektorek zatrzymywała go, ciągnąc za rękaw, by ją upewnił, czy naprawdę jedna z jej chorych dotkniętą jest trądem. Inna opisywała mu zadziwiający okaz: była nim młoda dziewczyna z łuską ryby na plecach. Jeszcze inna szeptała mu do ucha szczegóły okropnej choroby pewnej mężatki, ukrywającej swe arystokratyczne nazwisko. Doktór Bonamy wyślizgiwał się tym paniom jak mógł najzręczniej, nie oglądając żadnej chorej, lecz obiecując, że przyjdzie później, gdy tylko czas mu pozwoli. Zaufanym zaś zwierzał się, iż gdyby chciał być posłusznym woli dam szpitalnych, to całemi dniami byłby zmuszony dawać rady, niemające żadnej racyi ani doniosłości, ze względu, iż chorzy nie do niego, lecz do N. Panny przybyli, i nie naporadę, lecz na wymodlenie uzdrowienia. Wtem, zatrzymał się raptownie przed jedną z kobiet cudem uzdrowioną i, skinąwszy na doktora Ferrand, rzekł z przekonaniem:
— Jest to okaz uzdrowienia niezwykle interesujący!
I osłupiały z zadziwienia doktór Ferrand, musiał wysłuchać szczegółów choroby, jaką przy-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/590
Ta strona została uwierzytelniona.