za brak wiary, w razie gdyby to wielkie nieszczęście odkrytem zostało?... Lecz czegóżby oni żądać od niego mogli ponadto? Wszak życie swe poświęca dla dotrzymania przysięgi złożonej, dla sprawowania obrządków kościelnych, uprawiania jałmużny i to wszystko bez nadziei pozagrobowych szczęśliwości i nagrody...
Podjąwszy nałożone na siebie ciężary, uspokoił się Piotr, stał prosto i dumnie w ogromie swojej rozpaczy, księdza niewierzącego, lecz strzegącego pilnie, by wiara nie opuściła innych, jemu do strzeżenia powierzonych. Czuł, iż nie jest samotny w swojem męczeństwie. Czuł, iż braci ma licznych, księży jak on niewierzących. Popadli oni w zwątpienie i cierpią. Stoją wszakże wytrwale na stopniach ołtarzy, jak żołnierze nie uznający ojczyzny, lecz wierni chorągwi, której służą. Stoją ci wyzuci z wierzeń księża i z odwagą ukazują boskie złudzenie legend, łaknącemu tychże tłumowi, kornie schylonemu w klęczącej postawie wierzących.
Przyszedłszy do zdrowia, Piotr wrócił do swej służby przy kościółku w Neuilly. Każdego ranka odprawiał tam mszę przy ołtarzu. Zdecydowany był wszakże do nieprzyjmowania żadnego awannsu, żadnego wybitniejszego stanowiska. Przeszły tak miesiące, lata a on wciąż upierał się, by pozostać na skromnym swym urzędzie nieznanego i cichego księdza, przyczepionego do lichej parafii. Ukazywał się w kościele dla odprawienia
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.