Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/618

Ta strona została uwierzytelniona.

obok drugiego. Mieli rozkaz nieprzepuszczać po za sznur nikogo, prócz tylko chorych, zaopatrzonych w karty, wydawane przez zarząd szpitalny, oraz te nieliczne osoby, które wyrobiły sobie w tym celu pozwolenie. Straż, pilnująca sznuru, unosiła go, dla przepuszczenia mających do tego prawo i naprężała na nowo, głuchą będąc na prośby innych; z szorstkością nawet odpychano proszących, nadużywając może jednodniowej swojej władzy; lecz ochotnicy straż pełniący, mogli w istocie być rozdrażnieni niedogodnością swej służby, pchano się na nich i parto ich bezustannie, podtrzymywali tę falę ludzką całą siłą, dając przytem dowód niepospolitej wytrzymałości swych pleców, ostających się przed naciskiem ciżby.
Ławki przed grotą i przestrzeń zostawiona dla wózków i noszy z chorymi, napełniały się szybko a tłum niezliczony pielgrzymów i ciekawych snuł się lub słał nieruchomemi, zbitemi masami; szeroko w około przybytku, poczynając od placu św. Różańca aż po za spacerowe ogrody wzdłuż Gawy; na całej długości szerokiego chodnika ponad potokiem — czerniło się ludzkie zbiegowisko, wśród którego trudno było utorować sobie przejście. Na parapecie siedziały kobiety, niektóre nawet stały, chcąc lepiej wszystko widzieć; wiele z nich zasłaniało się od słońca różnobarwnemi, jasnemi parasolkami a połysk tych rozwiniętych jedwabi, nadawał cie-