mnemu temu tłumowi nutę wesołą. Chciano zachować przejście dla przewożenia chorych, lecz co chwila tłum zagarniał to swobodne miejsce i wózki, nosze, gromadziły się i utykały, nie mogąc podążać do groty, dopóki który z pełniących straż członków Przytułku, nie pośpieszył na ich ratunek. To ludzkie stado, drepczące wciąż na miejscu, łagodne wszakże było i dobrodusznie potulne; jak owce dążyło ono gromadnie, zbijając się miejscami i skutkiem tego prąc innych swym ciężarem; światło gromnic działało na nich pociągająco, tam rwała się ich wola; nigdy wszakże nie wydarzały się wypadki, chociaż podnieconemi byli wszyscy, dochodząc stopniowo do szału religijnego upojenia.
Znów baron Suire, wyszedłszy z groty, przebijał się przez tłumy.
— Berthaud! Berthaud! — wołał — staraj się, by mniej się tłoczono! Wpuszczaj mniejszemi partyami do groty, bo kobiety i dzieci udusić się tam mogą!
Berthaud nie mógł się powstrzymać, by nie okazać zniecierpliwienia.
— Nie mogę być wszędzie... Zamknij pan kratę, jeżeli potrzeba.
Słowa ich odnosiły się do defilady pielgrzymów wewnątrz groty. W czasie liczniejszych pielgrzymek, organizowano defiladę przez całe popołudnie, wpuszczając pątników drzwiami na lewo a wypuszczając drzwiami na prawo.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/619
Ta strona została uwierzytelniona.