nie powtarzały go echem, grzmiącem z niezrównaną potęgą; namiętne a zarazem błagalne nawoływania przedzielały „Zdrowaśki“ lub „Ojcze nasz“.
Ksiądz, skończywszy różaniec, wyprostował się, jakby chciał wyróść, wyprężając krótkie swoje nogi i całą siłą głosu rzucał z swych piersi słowa litanii, tworzonej pod wpływem natchnienia.
— Maryo, my miłujemy Ciebie!
A tłum powtarzał żniżonemi i mięszającemi się z sobą głosami:
— Maryo, my miłujemy Ciebie!
Rozpoczęta litania rozbrzmiewała bezustannie, głos księdza rozbijał się jak dzwon donośny a głos tłumu powtarzał słowa bełkotem nabrzmiałym skargą:
— Maryo, Ty jesteś jedyną nadzieją naszą!
— Maryo, Ty jesteś jedyną nadzieją naszą!
— Panno przeczysta, uczyń nas czystymi z pomiędzy najczystszych!
— Panno przeczysta, uczyń nas czystymi z pomiędzy najczystszych!
— Panno wszechmocna, zbaw naszych chorych!
— Panno wszechmocna, zbaw naszych chorych!
Zdarzało się, iż gdy pomysłu mu brakło, lub gdy chciał nacisk szczególniejszy wywrzeć swemi błagalnemi modłami, ksiądz powtarzał z rzędu kilkakrotnie jedno i to samo nawoływanie;
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/624
Ta strona została uwierzytelniona.