— Matko przeczysta! Matko bez skazy, rzuć okiem na swe dzieci, u stóp Twoich zebrane!
— Matko przeczysta! Matko bez skazy, rzuć okiem na swe dzieci, u stóp Twoich zebrane!
— Królowo anielska, rzeknij słowo a uzdrowisz choroby nasze!
— Królowo anielska, rzeknij słowo a uzdrowisz choroby nasze!
W pobliżu kazalnicy, zaraz w drugim rzędzie, siedział pan Sabathier. Kazał się przynieść wcześniej, by jako dawny bywalec obrać sobie dobre, upatrzone naprzód miejsce. Zdawało mu się przytem, iż niesłychanie ważną jest rzeczą usadowić się o ile możności najbliżej groty, tuż przed oczyma N. Panny, jakby Ona potrzebowała widzieć swych wiernych dla zesłania im uzdrawiającej swej łaski... Od siedmiu lat pan Sabathier przyjeżdżał do Lourdes i corocznie żywił tę nadzieję, że zwróci na siebie uwagę N. Panny, że uprosi ją o zmiłowanie, jeżeli nie z prawa wyboru, to z prawa długoletniej i wytrwałej swej prośby. Umyślił sobie, iż uzdrowienie uzyska przy pomocy swej cierpliwości, wierzył w to niezachwianie. Poddawszy się tej myśli, czekał cierpliwie, lecz odwlekające się z roku na rok oczekiwanie nużyło go czasami i miewał chwile zwątpienia. Uzyskawszy pozwolenie, by żona towarzyszyć mu mogła nieodstępnie, lubił z nią rozmawiać, dzielić z nią czynione spostrzeżenia. Pochyliwszy
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/629
Ta strona została uwierzytelniona.