graniczny smutek, opuszczenie. Pomimo iż miała zaledwie lat trzydzieści dwa, zwiędłą była przedwcześnie.
— Więc ta pani — rzekł pan Sabathier do żony, lekkim ruchem brody wskazując jej o kim mówił — modli się o nawrócenie swego męża?... Zdaje mi się, żeś spotkała ją dzisiaj, gdy wychodziłaś za sprawunkami?...
— Tak, spotkałam ją — odrzekła pani Sabathier. — Mówiłam też o niej z jedną panią, dobrze ją znającą... Jej mąż jest podróżującym agentem handlowym... Wyjeżdża z domu czasami aż na pół roku i wozi z sobą różne towarzyszki... Jest to podobno wesoły i dobry chłopak, pieniędzy nie szczędzi i zostawia ich żonie pod dostatkiem. Ale ona kocha go namiętnie i znieść nie może osamotnienia, w jakiem ją pozostawia. Przybyła więc tutaj, by wyjednać sobie łaskę nawrócenia go wyłącznie dla siebie. Obecnie jest podobno w Luchon, niedaleko, ale bawi tam z dwoma paniami, są to, jak mówią, dwie rodzone siostry...
Ruch uczyniony przez pana Sabathier przerwał jej słowa. W czasie opowiadania żony patrzał on na grotę i mimowoli oderwawszy się od wrażeń chwili, stał się dawnym profesorem, lubującym się w kwestyach odnoszących się do dziedziny sztuk pięknych.
— Wiesz, oni popsuli zupełnie piękno groty, chcąc ją upiększyć. Jestem najmocniej przeko-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/631
Ta strona została uwierzytelniona.