Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/647

Ta strona została uwierzytelniona.

o którego nawrócenie nie przestawała się modlić, stało się dla niej męczarnią.
Wołanie ojca Massias wzmogło się jeszcze, zamieniając się w krzyk rozpaczliwy, rozdzierający pierś jego, łkaniem żałosnego bólu wezbraną:
— Jezusie, synu Dawidowy, ratuj mnie, bo zginę!
A tłum, łkając, zawodził zanim:
— Jezusie, synu Dawidowy, ratuj mnie, bo zginę!
Raz po raz błagalne wzywania wrzały coraz donośniej, skargą nędzy ludzkiego rodu.
— Jezu, synu Dawidowy, ulituj się nad choremi dziećmi Twojemi!
— Jezu, synu Dawidowy, ulituj się nad choremi dziećmi Twojemi!
— Jezu, synu Dawidowy, zstąp z wysokości Twoich, obdarz ich zdrowiem i spraw, aby żyli!
— Jezu, synu Dawidowy, zstąp z wysokości Twoich, obdarz ich zdrowiem i spraw, aby żyli!
Szał ogarniał wszystkich. Stojący u stóp ambony ojciec Fourcade, uniesiony zapałem przelewającym się z serc rozmodlonych, wzniósł ramiona ku niebu i grzmiący swój głos łączył z innemi, pragnąc chociażby przemocą pozyskać zlitowanie się niebios; szał ten ogarniał i tych nawet, którzy tu nie dla modlitwy przybyli: młode, wytwornie przybrane kobiety, patrzące dotąd