Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/658

Ta strona została uwierzytelniona.

życia teraz właśnie się rozegra; jeżeli obecnie nie odzyska wiary, to nigdy już ona nie wróci. Złe myśli jakoś uleciały, czuł się bezopornym i gorąco pragnącym, by mógł zostać uzdrowionym równocześnie z Maryą. Chciał modlić się, modlić tak żarliwie jak ona. Lecz pomimo jego woli, tłum zaprzątał jego myśli, ten tłum olbrzymi i kipiący; o jakże pragnąłby zginąć w jego głębiach i być tylko jednym z listków tego lasu, drżącego każdym ze swych liści. Nie mógł się opanować i począł rozmyślać nad przyczynami tego nadmiernego wzruszenia tłumu. Od dni czterech tłum ten żył w bezustannej gorączce, działała nań sugestya umiejętnie narzucona i stopniowana, a więc: uciążliwa podróż, ustawicznie świeże, nieznane widoki, dnie całe, pędzone na modlitwie, płonąca wiekuiście grota, noce bezsenne, rozkołysanie nadzieją i podniecenie cierpień, łaknących iluzyj. Tak, bezustanne modły, śpiewane pieśni i litanie, musiały na tłum wywierać wpływ wielki.
Inny jakiś ksiądz zastąpił ojca Massias na kazalnicy; mały był, chudy i czarny, zdania wywoływanej litanii rzucał głosem ostrym i przenikliwym, chłoszcząc nim jak zadawanemi razy. Ojciec Fourcade i ojciec Massias, pozostali u stóp ambony, powtarzając słowa z niej rzucane, podniecając swym współudziałem zaciekłość wiernych, jęczących swe skargi coraz donośniej aż ku pogodnie świecącemu słońcu. Egzaltacya spo-