Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

do dni ubiegłych, gdy spędzał długie godziny w jej towarzystwie, w małem mieszkanku, które obecnie zajmowała w Paryżu. Były to godziny pełne słodkiego a zarazem gorzkiego uroku.
Pan de Guersaint stracił resztę majątku, chcąc ulepszyć sposoby reprodukcyi świętych obrazków, których lichota oburzała jego poczucia artystyczne. Ostatnie swe grosze utopił w drukarni rycin kolorowanych; fabryka bowiem upadła skutkiem bankructwa. Lekkomyślny, nieprzewidujący pan de Guersaint nie stracił bynajmniej wesołego swego humoru, ufność swą, jak mówił, złożył w Panu Bogu, żył w nieustającej iluzyi ptasiego swego umysłu, nie dostrzegając nawet swej biedy, coraz natarczywiej szturm do jego domu przypuszczającej. Szukał teraz sposobu dowolnego kierowania balonami. Nie wiedział on, jak wielkie czyniła wysiłki starsza jego córka, Blanka, by zarobić na chleb dla ich trojga. Mówiła ona, że ma dwoje dzieci: ojca i siostrę.
Biegając dzień cały po Paryżu i dając lekcye muzyki, oraz języka francuzkiego, Blanka zarabiała krwawo pieniądze, potrzebne na dostarczenie leków dla Maryi i zaspokojenie ich potrzeb codziennych. Marya widziała, jak jest ciężkiem życie Blanki, niejednokrotnie zalewała się łzami, siebie obwiniając, iż jest przyczyną upadku ich dawnego dobrobytu. Wszak od lat tylu opłacać