ważnie i statecznie, jak przystało na medyków znanych, poważanych i wypróbowanej uczciwości. Najsilniej wszakże poruszały Piotra słowa wypowiedziane przez trzeciego lekarza, człowieka młodego o inteligencyi bystrej i śmiałej, chociaż dwaj starsi koledzy traktowali go obojętnie, słowa doktora Beauclair uważając za mrzonki. Z zadziwieniem Piotr odnajdywał obecnie w swej pamięci rzeczy, które dotychczas zdawały się tam nie istnieć; doznawał tego szczególniejszego a wydarzającego się często zjawiska, iż słowa, zdania, zaledwie zasłyszane, na razie pominięte, budzą się z odrętwienia i narzucają się gwałtem, jakby karcąc za długie zapomnienie, w którem pozostawały. Piotr miał jakby przeczucie, objawić się mającego cudownego uzdrowienia Maryi: wydarzy się to w warunkach, zapowiedzianych przez jego krewnego, młodego doktora Beauclair.
Napróżno silił się Piotr odpędzić od siebie napastniczo dokuczliwe wspomnienie słów lekarza, płonną była jego żądza zagłuszenia ich modłami. Wspomnienia nabierały siły a zdania wygłoszone przez doktora Beauclair, brzmiały mu w uszach, rozlegając się jak donośne nawoływanie trąby. Widział się teraz w stołowym pokoju w mieszkaniu pana de Guersaint. Zamknął się w nim ze swoim krewnym, po odejściu dwóch innych lekarzy. Na podstawie zebranych wiadomości, Beauclair odtwarzał przed nim rozwój i przyczyny
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/663
Ta strona została uwierzytelniona.