Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/670

Ta strona została uwierzytelniona.

zdanie płonące wiarą, nadzieją i miłością, nakazywał natychmiastowe i najzupełniejsze milczenie, by każdy zwarte mając usta, mógł mówić sam na sam w najskrytszej głębinie samego siebie z Bogiem, zwierzając mu najtajniejsze życzenia swoje. Milczenie trwało parę minut a natychmiastowa zapadająca jego głębokość, podczas której dusze otwierały się Bogu, nacechowaną była wielkością nadzwyczajnej podniosłoci. Solenność tych chwil aż trwożną się wydawała, lot żądzy namiętnej, żądzy życia, prawie że dosłyszalnym się stawał, przesycając sobą powietrze ponad głowami skupionego w milczeniu ludzkiego stada. Ojciec Massias przerywał ciszę i zwracając się wyłącznie ku chorym, wzywał ich, by błagali Boga o udzielenie im łaski, jaką za najwyższą uznają. Na to wezwanie odezwał się lament setek złamanych głosów, łkających, zanoszących ze łzami błagalne swe prośby. „Panie Jezu, jeżeli zechcesz, możesz mnie uzdrowić!... Panie Jezu, ulituj się nad dzieckiem swojem schnącem z miłości ku tobie!... Panie Jezu, spraw, bym słyszał, spraw, bym widział, spraw, bym siły odzyskał!“. A piskliwy głosik małej dziewczynki, głosik lekki i przenikliwy jak flecik, uniósł się ponad szlochanie i drżące prośby chorych, powtarzając gdzieś zdala: „Daj zbawienie im wszystkim! Jezu Panie, daj zbawienie im wszystkim!“.