Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/671

Ta strona została uwierzytelniona.

Łzy rozrzewnienia zwilżały oczy wszystkich, czułością współczucia przepełniając serca; najtwardsi, najzimniejsi ulegli teraz szałowi miłosierdzia, braterskiej miłości; każdy był gotów wyrwać ze swej piersi iskrę własnego życia, by się nią podzielić lub oddać w całości bliźniemu swemu. Ojciec Massias zagrzewał coraz namiętniejszem wołaniem ten rozbudzony entuzyazm, słowa jego padały jak chłosta podbudzająca do najwyższego szaleństwa. Ojciec Fourcade podniecił jeszcze szał tłumu, gdy ukazawszy się na stopniach kazalnicy, rozkrzyżował ramiona i wyciągnąwszy je ku niebu, nakazywać się zdawał Bogu, by zstąpił z wysokości, by nie odwracał się od dzieci swoich, kornie, ze łzami o litość błagających.
Lecz nadciągnęła procesya. Delegacye oraz duchowieństwo ustawiono na prawo i na lewo; baldachim dosięgnął już groty i wkroczył pomiędzy chorych a gdy ci ujrzeli Jezusa-Hostyę, Przenajświętszy Sakrament, jaśniejący jak słońce i trzymany rękoma świątobliwego, srebrnowłosego księdza Judaine, utrzymanie porządku stało się marzeniem, głosy zawyły wspólnym, wezbranym do nieznanej potęgi jękiem i zachwytem, porywającym wszystko i wszystkich w bezprzytomny szał uniesienia. Krzyki, wołania, prośby błagalne — rozbijały się w jęku ogólnym i bezmiernym. Bezwładnie leżące na barłogach ciała ponosiły się z ekstazą, drżące dłonie