Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/675

Ta strona została uwierzytelniona.

wa, aby dawne uczucie ciążącego bólu, posuwającego się w niej zwolna, ku górze nie chwyciło ją za gardło. Tym razem wszakże nie dławiło ją ono, jak przy dawniej doznawanych atakach, lecz ulotniło się swobodnie przez uchylone usta dziewczyny i znikło nazawsze w radości pełnym okrzyku:
— Jestem uzdrowioną... Jestem uzdrowioną!
Marya przedstawiała zdumiewający widok. Stała tryumfująca, z twarzą promienną, pysznie piękną. Krzyk głoszący uzdrowienie, wydarł się z jej piersi z tak przekonywającą siłą pewności, iż oczy wszystkich ku niej się skierowawszy, zapłonęły blaskami upojenia i ożywczej nadziei. Ją tylko teraz widziano, ona była ujawnieniem cudu, naraz powstawszy w tej wyniosłej i rozkosznej piękności.
— Jestem uzdrowioną!... Jestem uzdrowioną!
Szarpnęło coś gwałtownie sercem Piotra i zaniósł się od płaczu. Łzy jego wywołały płacz ogólny. Wydawano okrzyki radości, winszowano jej i modlono się zarazem; frenetyczny entuzyazm serca przenikał, a tysiące pielgrzymów cisnęły się, by ją zobaczyć, by o cudzie się przekonać naocznie. Poczęto klaskać w dłonie, klaskano zapamiętale a grzmot tych oklasków napełnił dolinę przeciągiem i donośnem echem. Ojciec Fourcade machał rękoma, chcąc przywrócić uciszenie; wreszcie ojciec Massias grzmiącym głosem zdołał wyrzec z wysokości ambony: