Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

rya rzekła doń niespodzianie, iż pragnie odbyć pielgrzymkę do Lourdes, pewna będąc, że zdrowie tam odnajdzie. Zaskoczony z nienacka, Piotr mimowoli wybuchnął, twierdząc, iż szaleństwem jest wiara w podobne brednie! Nigdy z nią nie mówił o kwestyach religijnych. Odmówił spowiadania jej, nie chciał nawet rozstrzygać drobiazgowych kwestyj, jakie poddawała jego rozsądzeniu. Czynił tak przez pewnego rodzaju wstydliwość a zarazem litość; byłoby dla niego zbyt wielkiem cierpieniem kłamać przed nią a byłby się uważał za zbrodniarza godnego męk najsroższych, gdyby się był poważył najlżejszym odcieniem zwątpienia zakłócać jej głęboką i szczerą wiarę, dającą jej siłę i odwagę, potrzebną do znoszenia doświadczanych męczarni. Zmięszał się niesłychanie wygłoszeniem swego zdania i zły był na siebie za ten mimowolny wybuch. Wtem poczuł chłodną rękę chorej, spoczywającą na jego ręku. I cichutko, ośmielona otaczającym ich zmrokiem, wyznała mu głosem drżącym i złamanym, iż oddawna zna jego tajemnicę i nieszczęście, wie bowiem, odgadła, że jest on księdzem niewierzącym. I mówili teraz z sobą o tem otwarcie, wypowiedział się jej szczerze, widział bowiem, iż oczywiście odgadła jego nędzę, odczuła ją wydelikaconą intuicyą chorej i kochającej przyjaciółki.
Wyznała mu, iż trwożną była o niego z bezgraniczną rozpaczą, żałowała go więcej, aniżeli