Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/689

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Piotr szedł za Maryą i znajdował się w bliskości baldachimu tuż przy niej, jakby uniesiony tryumfalnym wirem, którego rej ona wiodła, ciągnąc za sobą wózek, świadka dotychczasowych swych katuszy. Nacisk tłumu stawał się chwilami tak nagły i gwałtowny, iż Piotr byłby niezawodnie padł, gdyby nie była go powstrzymała jakaś silna dłoń, co go ujęła za ramię.
— Nie obawiaj się i podaj mi rękę, bo inaczej nie zdołasz się utrzymać na nogach.
Odwróciwszy się do mówiącego, poznał ojca Massias, który, zostawiwszy w grocie ojca Fourcade, sam poszedł z procesyą. Podtrzymywała go i upajała gorączka, pędząca go wciąż naprzód; krzepki był jak opoka, oczy miał gorejące jak pochodnie, twarz roznamiętnioną egzaltacyą. Całe jego oblicze zalane było potem.
— Uważaj, podaj mi rękę!
Nowa fala ludzka o mało co nie uniosła ich i nie odrzuciła na bok. Piotr powierzył się teraz zadziwiającemu temu człowiekowi, który był jego kolegą z seminaryum. Jakże dziwne spotka-