nie i jakże mu zazdrościł posiadanej przez niego wiary; bezmiernej, zaciekłej wiary, wzdymającej pierś jego, wzbierającą łzami uniesienia, z której wyrywały się wciąż gwałtowne, żarliwe błagania:
— Panie Jezu, daj uzdrowienie naszym chorym!... Panie Jezu, daj uzdrowienie naszym chorym!
Po za baldachimem wciąż rozlegały się tego rodzaju okrzyki, domagano się namiętnie z uporną natarczywością, by dobroć boska szczodrobliwszą była w objawianiu zmiłowania swojego. Czasami błagalną prośbę słał głos gruby i załzawiony; to znów powtarzał ją ktoś piskliwie i rozdzierająco. Ojciec Massias wołanie swoje rzucał nakazująco, zrywając sobie piersi z wysiłku i wzruszenia.
— Jezu! Panie, daj uzdrowienie naszym chorym.
Pogłoska o spadłem z gwałtownością gromu uzdrowieniu Maryi obiegła już tłum cały i wiadomą była każdemu z mieszkańców Lourdes. Cud ten nadzwyczajny, mający zasłynąć w całym chrześciańskim świecie, doprowadzał teraz pątników do paryksyzmu szaleństwa; rwali się oni z całem natężeniem sił ku Przenajświętszemu Sakramentowi, niesionemu pod baldachimem, czyniąc procesyę wirem i przypływem rozhukanych fal morza ludzkiego. Każdy z pątników ogarnięty był bezwiedną żądzą ujrzenia tego dobra
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/690
Ta strona została uwierzytelniona.