Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/699

Ta strona została uwierzytelniona.

ronowanego strzelistą iglicą bazyliki, wzrastał w nim zachwyt, wstrząsający całą jego istotę, tak dalece piękny dla oczu roztaczał się obraz, gdy spoglądał ku dołowi pogłębiającej się wciąż doliny, rozszerzającej się zarazem a okolonej na skrajach horyzontu pysznie piętrzącemi się górami, podczas gdy tuż u podnóża z po za balustrady spływał na pierwsze plany nieprzebranej ilości tłum ludzki. Wzruszenie Piotra jeszcze spotęgowanem zostało, gdy spotkawszy wzrok Maryi, wskazywał jej piękno, widniejące w dole przed niemi. Lecz Marya uduchowniona egzaltacyą, rozpierającą jej serce, nie zrozumiała myśl Piotra, pragnącego jej ukazać materyalne piękno rzeczy. Mylnie wytłomaczyła sobie szeroki giest ręki Piotra, wskazującej pyszny widok ziemi, ona myślała, iż powołuje on ziemię na świadka wielkiej szczęśliwości, co spłynęła na nich, dzięki szczodrobliwości N. Panny, darzącej ich oboje łaskami, które wymodlić u Niej pragnęli wyobrażała sobie, iż Piotr równocześnie z nią cudu dostąpił; ona powstała z niemocy ciała a on, przyjaciel jej serdeczny, powstał odrodzony w wierze, zbawiony od dokuczliwości zwątpienia. Tenże sam promień łaski opłynął ich oboje i uniósł boską swą siłą. Bo mógłże Piotr być obecny nagłemu jej uzdrowieniu, i nie odzyskać wiary?... A wreszcie, czyż nie modliła się za niego noc całą przed Grotą?... Nadmiarem własnego szczęścia upojona, Marya widziała prze-