Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEŃ PIERWSZY

I.

Pociąg ruszył, unosząc w swych wagonach trzeciej klasy tłumnie nagromadzonych chorych i pielgrzymów, cisnących na twardych drewnianych ławkach; kończyli oni teraz śpiew „Ave maris stella“, chórem wszczęły na dworcu kolei orleańskiej w Paryżu, gdy Marya, uniósłszy się z trudem z łoża boleści, ożywiona gorączką niecierpliwości, dostrzegła fortyfikacye.
— Ah oto fortyfikacye! — zawołała radośnie pomimo dokuczającego jej bólu. — Nareszcie jesteśmy po za Paryżem, jedziemy!
Naprzeciw Maryi siedział jej ojciec, p. de Guersaint. Uśmiechnął się ku uradowanej córce, podczas gdy ksiądz Piotr Froment, patrząc na nią z braterską czułością, rzekł mimowoli z troskliwem zaniepokojeniem w głosie:
— Tak, jedziemy, lecz mamy tej jazdy do jutrzejszego ranka; w Lourdes staniemy dopiero o trzeciej minut czterdzieści. Przeszło dwadzieścia dwie godzin będziemy w drodze.