Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/700

Ta strona została uwierzytelniona.

mienienie Piotra dorównywujące swojemu; śmiał się i płakał, bo oddany był Bogu. Myślami temi podbudzoną była gorączka Maryi i z coraz bardziej wzmagającem się uniesieniem błogości, ciągnęła wózek, niepomna na zmęczenie, na bolejące dłonie; pragnęła ciągnąć ów wózek coraz to dalej, dalej i wyżej, jakby na nim wiozła męczeńskie znamiona katuszy ich obojga, spragniona złożyć je w ofierze Bogu, dobrotliwością ojcowską zbawiającemu równocześnie ciało i duszę ich dwojga.
— Ach Piotrze, Piotrze! — rzekła, jąkając się ze wzruszenia — jakież to szczęście, iż dostąpiliśmy łaski oboje razem, razem! Błagałam, aby tak się stało i N. Panna wysłuchać mnie raczyła. Dając mi zdrowie, uleczyła i twoją duszę zarazem! Tak, ja czułam, że twoja dusza zjednoczyła się z moją. Lecz proszę, powiedz, powiedz mi sam, że się tak stało, że zostałam wysłuchaną i otrzymałam twoje zbawienie, tak jak ty moje uprosić zdołałeś!
Piotr zadrżał z przerażenia, widząc, jak dalece myliła się co do niego.
— Żebyś ty wiedział — mówiła dalej — jak śmiertelnie smutną byłabym, otrzymując moje tylko uzdrowienie! Być wybraną i obdarzoną bez ciebie! Wstępować w jasność bez ciebie! Iść teraz ku górze, dziękować tylko za siebie samą! Lecz ja idę z tobą. Ty na równi ze mną jesteś szczęśliwy, dla tego taka rozkosz błogości