Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/704

Ta strona została uwierzytelniona.

Julos, a po nad niemi, na dalszym już planie, wyrastały szczyty Miramont. Naprzeciw, na południe, rozwarte góry tworzyły głębokie doliny lub wąwozy, wijące się pomiędzy zwalonemi olbrzymiemi skałami, których podnóża już osłaniały niebieskawe cienie, chociaż wierzchołki ich jaśniały blaskami słońca, żegnającego je uśmiechem. Pagórki Visens gorzały purpurą, stanowiąc koralowy przylądek, wrzynający się w uśpione jezioro eteru, przezroczego barwami szafirów. Nawprost bazyliki, na wschodzie, horyzont rozszerzał się znacznie, tutaj bowiem zbiegały się ramiona siedmiu dolin. Starożytny, niegdyś obronny zamek, o wyniosłej wieży, wznosił się na skale, kąpiącej się w Gawie; stał on na przesmyku i za lat dawnych strzegł dostępu do dolin; dziś, walące się jego mury świadczyły o dawnej potędze, lecz nazawsze utraciły pierwotne swe znaczenie. Przed zamkową skałą rozpostarło się nowe Lourdes, wesołe i strojne; bogate jego domy, pałace i hotele — wychylały się z pomiędzy zieloności ogrodów, a w wielkich szybach, pośród jasności murów, zapalały się ognie odbijających się łun zachodu. Z po za skały i zwalisk średniowiecznego obronnego zamku wychylało się trwożnie stare Lourdes o dachach przygniecionych, biednych i wyblakłych, szarzejących w pyłach rudawego światła. Dwie barczysto rozsiadłe góry, mały Gers i wielki Gers, zlekka zaledwie porośnięte trawą, zaryso-