Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/705

Ta strona została uwierzytelniona.

wywały rozciągłe swe kadłuby w głębi, szarzejąc fioletowemi mgłami; stanowiły one jakby dwie ściągnięte ku sobie firanki, po za które zapadało teraz słońce, ścieśnić mające niebawem rozległość horyzontu.
Stojąc na zrębie góry, pośrodku balkonu, wysuniętego przed bazyliką, a mając przed sobą tę nieskończoność krajobrazu, ksiądz Judaine uniósł oburącz Przenajświętszy Sakrament, uniósł wysoko, jak mógł najwyżej i zwolna, majestatycznie powiódł nim od brzegu do brzegu horyzontu, kreśląc znak krzyża, znamieniem tem zajmując całe niebios przestworze. Na lewo krzyż ten dotknął klasztorów, wzgórz Buala, szponów skały Julos, niebotycznych szczytów Miramont — na prawo, znak krzyża sięgnął olbrzymich złomów roztrzaskanych gór, tworzących w swych zagłębieniach ponure doliny, dobiegające do purpurowych od zachodniej łuny pagórków Visens; naprzeciw, ramię krzyża dotknęło miasta Lourdes starego i nowego, średniowiecznego zamku po nad Gawą, małego i wielkiego Gersu, spoczywających już teraz w uśpieniu cieniów wieczornych; krzyż błogosławił lasy, potoki, góry i zanikające ich łańcuchy, o szczytach dalekich, błogosławił ziemię całą, po za widzialne horyzonty. Niechaj spokój spływa na ziemię, niechaj pocieszenie i nadzieja dane będą ludziom!...
Tłumy pątników, zgromadzone u stóp wzgórza piętrzącego się świętemi przybytkami, zawrzały